Z Bliska Giuseppe 9629 1

Śpiący pielgrzym, czyli jak nie podpisywać zdjęć

Początek

Zrobienie pięknego portretu w podróży to tylko część sukcesu. Aby go odpowiednio zaprezentować, potrzebny jest też dobry tekst. O czym warto pisać?

W jednym z popularnonaukowych leksykonów z lat 90., w dziale poświęconym ludom świata, trafiłam na notkę o Polakach. A przy niej – portret wąsatego mężczyzny w kapeluszu. Podpisano go zwięźle: „Twarz Polaka”. Analogiczne zdjęcie przy notce o Meksyku podpisane było: „Twarz Meksykanina”, a pod fotografią uśmiechniętego Portugalczyka przeczytałam: „Portugalski uśmiech”. „Twarz Polaka” bawi mnie do dziś, ale wiem już, że podpisy w bogato ilustrowanych albumach rządzą się swoimi prawami. Jako fotoedytorce podpisującej cudze zdjęcia, zdarzało mi się użyć wytrychu typu: „Piękny krajobraz o wschodzie słońca”, gdy nie dało się ustalić absolutnie niczego więcej o uwiecznionym na fotografii miejscu.

Niestety, szkoła podpisów „nicniewnoszących” trzyma się mocno także na innych polach, w tym w tekstach podróżniczych i opisach zdjęć konkursowych.

Na stronie Wielkiego Konkursu National Geographic pod zdjęciem grupki kenijskich dzieci czytam, że to „Dzieci z dalekiej wioski”. Z tytułu zdjęcia rybaka z kormoranem dowiaduję się, że to „Rybak z kormoranem”. Dziewczyna na tle obdrapanej ściany to „Dziewczyna w ruinach”, a obraz kobiety z małym dzieckiem, odzianych w intrygujące stroje, podpisany jest jako „Dziecko w ramionach mamy”. W każdym z tych przypadków chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej: dlaczego rybak siedzi na łodzi z kormoranem, skąd konkretnie pochodzą dzieci „z dalekiej wioski”, dlaczego matka i jej dziecko pozują w ubraniach rodem z XIX-wiecznej powieści?

Drugi nurt, zauważalny w konkursach, to podpis poetycki, jak „Poryw serca” pod zdjęciem pary. A trzeci – opis zabawny: „Wyginam śmiało ciało” pod zdjęciem bociana. Żaden z nich nie wnosi wiele do odbioru przedstawionego obrazu.

Co daje podpis?

Wszyscy pewnie znamy powiedzenia, że obraz wart jest więcej niż tysiąc słów albo, że zdjęcie powinno mówić samo za siebie. Z oboma można jednak polemizować.

Dobra fotografia oddziałuje na nas na różnych poziomach. Głębokie spojrzenie bohaterki może poruszyć, kompozycja zachwycić, a gra świateł sprawić, że nie będziemy potrafili oderwać od niej wzroku. Ale nie znaczy to, że tekst przestaje być ważny. Jak więc podpisywać zdjęcia?

Tekst powinien informować nas o kontekście, w jakim zostało wykonane zdjęcie. Mówić o osobach, które ono przedstawia, czy obyczajach, z których wynika dana sytuacja. W niektórych konkursach regulamin dokładnie wyszczególnia, co należy w nim zawrzeć. Najczęściej chodzi o odpowiedzi na pytania: kto jest na zdjęciu? Gdzie zdjęcie zostało wykonane? Kiedy? W jakich okolicznościach?

Ale funkcja informacyjna podpisu to nie wszystko. Spełnia on też kilka innych zadań. Świadczy o nas, jako fotografach i fotografkach, a także o naszym podejściu do ludzi. Inaczej odbierzemy fotografię opisaną „Dziewczyna z papierosem”, niż ten sam obraz z podpisem „Szesnastoletnia Ania przed swoim blokiem”. Z tego drugiego dowiadujemy się, że fotograf zamienił z bohaterką kilka słów, a ona przestała być anonimową dziewczyną. Stała się Anią, która ma jakieś określone cechy, chociażby wiek. Im więcej wiemy o naszych bohaterach, tym lepiej.

Niedoścignionym wzorem i mistrzem rozmów z obcymi ludźmi jest Brandon Stanton, twórca strony „Humans of New York”. Osoby, które fotografuje opowiadają mu o swoich lękach, marzeniach, związkach, historiach z dzieciństwa, snach, a nawet wizytach u psychoterapeuty. Siedemnaście milionów obserwujących jego profil oraz setki tysięcy komentarzy świadczą, że odbiorcom też podoba się zgrabne połączenie obrazu z tekstem.

Z dala od domu

Im dalej jesteśmy od własnego świata, w którym spotykamy osoby o statusie podobnym do naszego, tym ważniejszy staje się podpis i wprowadzenie odbiorców w rzeczywistość, o której opowiadamy zdjęciami. Anonimowe fotografie miejscowych mogą wzmacniać podział, w którym my, ludzie Zachodu, posiadamy indywidualne cechy, imiona i nazwiska, a oni przynależą do bezimiennej masy „tubylców”, „Indian” czy „Afrykańczyków” (w europejskich narracjach Afryka często jest uogólniona, a jej mieszkańcy nie są Kenijczykami, Sudańczykami czy Etiopczykami, ale Afrykanami właśnie).

Autorzy instagramowego profilu Akcja_dekolonizacja radzą: „Poznaj imię i historię ludzi, którym robisz zdjęcia. Unikaj generalizacji, dołącz tekst informujący o miejscu i bohaterach zdjęcia”. Zdjęcie pomarszczonej staruszki być może wykonaliśmy dlatego, że zafascynowały nas rysy jej twarzy, niespotykanie w naszym świecie. Jeśli jednak dowiemy się, że kobieta nazywa się Josefa, jest tkaczką i ma cztery córki, z których najmłodsza choruje, to informacje te sprawią, że dostrzeżemy w niej osobę z krwi i kości, a nie tylko fotogeniczną czy egzotyczną twarz. Ten sam mechanizm zadziała na naszych odbiorców.

Jak podpisywać zdjęcia? Konkrety

Jak zatem przygotować się do sporządzenia treściwego podpisu? Rozmowa z bohaterami to oczywiście podstawa, ale to nie wystarczy. W chwili robienia zdjęcia może nam się wydawać, że wszystko zapamiętamy, ale tak nie jest. Dlatego takie znaczenie ma robienie notatek dotyczących zarówno samej rozmowy, jak i okoliczności. Warto mieć przygotowanych kilka podstawowych pytań: jak ktoś się nazywa, ile ma lat, skąd pochodzi, czym się zajmuje? Wszystko zależy oczywiście od kontekstu.

Ja zawsze staram się pytać o imię. Unikam jednak pytania o nazwisko, ponieważ w dzisiejszych czasach rodzi to podejrzenia o próbę wyłudzenia czyichś danych. Zdarzyło mi się, że starsze panie, które fotografowałam, bały się podać nawet samo imię. Dopytuję też o czynność, przy której zastałam daną osobą, o ubranie czy charakterystyczny strój, o pochodzenie. Nie mam odwagi, żeby – jak Brandon Stanton – pytać o sprawy osobiste, marzenia czy lęki, ale niektórzy sami zaczynają o sobie opowiadać. Wówczas czuję się w obowiązku poświęcić im nieco czasu i uwagi.

Podczas imprez i festiwali nawet krótka rozmowa z bohaterami bywa niemożliwa. Warto wówczas jednak zagadać z kimkolwiek, kto będzie w stanie opowiedzieć o wydarzeniu, w którym bierzemy udział. Jeśli nie mamy takiej możliwości, pozostaje internet i ogólne informacje dotyczące festiwalu, regionu czy zjawiska, które nas interesuje. Nawet taki kontekst sprawi, że fotografia obrzędu Mursi w Etiopii czy dnia Wszystkich Świętych w Meksyku nabierze innego wymiaru. Czasem warto napisać też coś od siebie. Dlaczego dana rzecz nas zainteresowała, z czym nam się skojarzyła, dlaczego postanowiliśmy zrobić to zdjęcie.

Niezależnie od tego, co napiszemy, wszystko będzie lepsze od suchego „Indianka na targu” czy „Twarz Polaka”.


Zdjęcie główne:

Do Santiago de Compostela dociera średnio tysiąc pielgrzymów dziennie. Jedni tańczą, inni płaczą z radości, a niektórzy po prostu kładą się na placu pod katedrą i odpoczywają po długiej wędrówce. Giuseppe pochodzi z Włoch i w pielgrzymkę do Santiago ruszył z Bilbao. Szedł 29 dni. – O, będę w polskiej prasie?! – ucieszył się, gdy do niego podeszłam i wyjaśniłam, kim jestem.

Julia Zabrodzka 9573

Julia Zabrodzka

Fotografka, która czasem pisze o miejscach i ludziach. Publikowała m.in. w "Polityce", "Piśmie", "Kukbuku", "Wysokich Obcasach" i "The Guardian". Finalistka Grand Press Photo, nagrody im. Krzysztofa Millera "Odwaga patrzenia" i "Leica Street Photo". Najbardziej lubi pracować w Polsce i krajach hiszpańskojęzycznych.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe