Oda do rowerowego klucza

17 lutego, 2024
przeczytasz w mniej niż 3 min.
Thomas Wolter ZX8TjvwJofo Unsplash 1 1 Jpg

Klucze do roweru. Plastikowe wiadra. Farby. Miotły i szczotki. Gwoździe, nakrętki, śrubki. Szukaliście ich kiedyś w podróży?

Oferujące je sklepy są dla mnie znakiem normalności. Mówią mi, że miasto wciąż żyje. Są materią danego miejsca i bywają ważniejsze niż oblegane zabytki i ikoniczne miejsca.

Kilka lat temu wybrałem się z bratem rowerem w trasę z Warszawy do Gdańska. Moja techniczna niefrasobliwość (smarowanie wszystkich części roweru okazało się nienajlepszym pomysłem) sprawiła, że obluzowałem korbę roweru. Pilnie potrzebowałem nasadkowego klucza o dość specyficznej budowie. Nie mieliśmy go akurat w zestawie podręcznych narzędzi. Jadąc przez kolejne wsie i miasta, z nadzieją poszukiwałem więc otwartego sklepu metalowego. W międzyczasie, co kilka kilometrów dokręcałem śrubę korby kombinerkami.

Sklep udało mi się znaleźć dopiero w Toruniu. To był niewielki betonowy barak, pogrążony w półmroku, z kratami na oknach. Wparowałem tam wraz z godziną otwarcia, a wąsaty właściciel sklepu od razu wiedział, o co mi chodzi. Znalazł potrzebny mi klucz w jakichś pudłach, wzbijając przy tym tumany kurzu i pyłu.

Odczułem wtedy na własnej skórze, jak potrzebne są takie miejsca i jak duże znaczenie mają w kreowaniu codzienności.

Są ważne, nawet jeżeli nie potrzebujecie akurat klucza do roweru lub podkładki pod śrubkę. Te punkty są bowiem ostatnimi bastionami normalności. Gdy je widzę, wiem, że sprawy idą w dobrym kierunku (albo w każdym razie nie idą w zupełnie złym).

Podróżując, zdarza mi się ich poszukiwać. Wędruję ulicami patrząc z ulgą na sklepy z ofertą, która nie zainteresuje żadnego turysty, bo jest skrojona pod potrzeby mieszkańców, a nie przyjezdnych. Czasem do nich wchodzę. Zupełnie bez celu, tylko po to, by zanurzyć dłonie w skrzynce metalowych części, zamienić kilka słów z właścicielem lub kupić coś, co może przyda mi się po powrocie do domu.

Problem w tym, że tych miejsc jest coraz mniej. I nie tylko dlatego, że handel przeniósł się w dużej mierze do internetu i że większość z nas, zamiast naprawiać zepsuty przedmiot, woli kupić nowy, odbierając w ten sposób zajęcie mistrzom rzemiosła. Proces wymiatania z miejskiej przestrzeni lokalnych sklepów i punktów usługowych ma często inną przyczynę: nadmiar turystów.

To my, podróżując tłumnie, sprawiamy, że wenecjanin czy prażanin nie ma gdzie kupić mięsa lub gazety.

Wspomina o tym mówi Francesca, mieszkanka Wenecji, cytowana wartykule w Gazecie Wyborczej traktującym o problemach tego włoskiego miasta:

(…) Ten proces zaczął się lata temu. Najpierw znikać zaczęli zegarmistrze, szewcy, krawcowe. Potem sklepy, które może i były potrzebne mieszkańcom, ale turystom niekoniecznie (kto na wakacjach potrzebuje worka gwoździ, ciętych tulipanów, zeszytów w kratkę?). – Mamy szczęście, bo na naszej ulicy ostał się sklep mięsny – mówi Francesca. – W okolicy mostu Rialto, gdzie mieszka moja mama, nie ma już ani jednego.

Takich miast jest coraz więcej. Z modnymi dzielnicami z hipsterskimi kawiarniami (przyznaję, siedzi się w nich całkiem przyjemnie), butikami z designerską odzieżą, delikatesami ze „specjałami regionu”, sklepami z mniej lub bardziej wyszukanymi pamiątkami. Oraz osiedlami, w których przeważają mieszkania na wynajem krótkoterminowy. Oto krajobraz współczesności.

Szukam więc tych punktów „normalności”, gdyż ich obecność niesie jakiś rodzaj pocieszenia. Ostatnio zanotowałem w pamięci kilka takich miejsc w Turynie. I choć do żadnego z nich nie wszedłem – była akurat niedziela – już sama ich obecność była dobrym sygnałem.

O sklepikach ze śrubkami lub miotłami nie przeczytacie raczej w turystycznych przewodnikach. Nie zobaczycie ich też, poza kilkoma wyjątkami, na kontach influencerów podróżniczych.

Jeżeli jednak macie kilka takich punktów w pobliżu miejsca zamieszkania – lub natykacie się na nie podróżując – możecie uznać się za szczęściarzy. Zajdźcie tam, może coś kupcie, pogadajcie.

Znikanie tych sklepów i punktów usługowych łatwo na co dzień przegapić. Aż, gdy zabraknie Wam nagle klucza do roweru lub zeszytu w kratkę dla dziecka, pójdziecie tam i odbijecie się od zaryglowanych na stałe drzwi. Wtedy dopiero zauważa się, że codzienność stała się porwana i niepełna. I zwykle jest już za późno, by móc ją zacerować.

Glombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

W redakcji Travel Magazine wierzymy, że uważne podróżowanie potrafi zmienić rzeczywistość na lepsze. Jest przecież jedną z form opowiadania o świecie. A to z opowieści biorą się wszystkie zmiany. Z opowieści rodzi się wiedza.

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona 7

To też ciekawe