TEL AVIV IZRAEL

Jak spędzić Wielkanoc leżąc

Początek

Pierwsze kraje wracają powoli do normalności. Nam pozostaje na razie testować własną cierpliwość i cieszyć się z cieplejszych dni

Wielka fiesta. To najlepsze określenie tego, co przeżywa właśnie Izrael i Gibraltar, ten drugi w nieco mniejszym stopniu. Oba kraje poradziły sobie skutecznie ze szczepieniami, zdusiły pandemię i ominęły jej trzecią falę, z którą boryka się większość Europy. Gibraltar miał nieco łatwiej ze względu na mniejszą społeczność. Obserwuję doniesienia z tych krajów z poczuciem zazdrości, ale też z radością. Fascynujący jest ten wybuch entuzjazmu i parcie do tego, by wrócić do względnej normalności. Restauracje w Izraelu przeżywają oblężenie, bilety na wydarzenia kulturalne zniknęły w okamgnieniu, ulice i chodniki pełne są świętujących ludzi.

Za tym optymizmem kryje się oczywiście sporo obaw. Problemy czekają tylko, by wypełznąć. Samo zahamowanie pandemii nie jest przecież odpowiedzią na wszystko. Ludzie potracili prace i zdrowie, gospodarka została mocno poturbowana, a w przypadku bliskowschodniego kraju pozostaje jeszcze kwestia terytorium Palestyny. Tam Izrael nie był już taki chętny do przeprowadzania akcji szczepień i przekazał zaledwie 100 tys. szczepionek. W tym samym czasie zakupił na własne potrzeby dodatkowe 36 mln dawek (przy 9 mln populacji). Mają one umożliwić szybkie wznowienie szczepień, gdyby okazało się, że odporność na wirusa rozmywa się po kilku miesiącach od przyjęcia antidotum.

Niemniej obrazy napływające z tych dwóch krajów są krzepiące. Końcówka akcji szczepień zgrała się tam z nadejściem wiosny i wyższych temperatur. A te zawsze powodują radosne pobudzenie.

W Warszawie kilka ostatnich, niemal letnich dni sprawiło, że ludzie zaczęli krzątać się po chodnikach, parkingach, balkonach. Wszyscy mamy wdrukowany ten sam mechanizm, co inne zwierzęta. One zajęte są teraz budowaniem gniazd, podjadaniem świeżej zieleniny, odbudowywaniem sił po zimie i coraz intensywniejszymi zalotami. W kwestie miłosne nie chcę tu wnikać, ale widzę, jak nagle zaczęliśmy czyścić auta, kopać ogródki, malować płoty, a nawet wietrzyć uśpione wcześniej przyczepy kempingowe.

Do normalnego życia potrzebujemy bowiem ciepła. I słońca. Czasem zdarza mi się o tym zapomnieć. Nasze organizmy, jeżeli nie mają innego wyjścia, jakoś przystosowują się do tego półrocznego okresu ciemności i chłodu. Przez dziesiątki tysięcy lat żyliśmy jednak w cieple, kąpiąc się w słońcu i wystarczy zaledwie jeden dzień, żeby sobie o tym przypomnieć.

Nie chcę tu narzekać na naszych szacownych przodków. Mam jednak do nich trochę pretensji, że swego czasu pchali się na te słowiańskie ostępy.

Jakby im źle było w cieple południa, jakby Morze Śródziemne ustępowało w czymś Bałtykowi! W efekcie wylądowaliśmy w tej nie do końca przyjaznej krainie, w której musimy borykać się z jakimiś zadziwiającymi problemami. Jestem daleki od idealizowania Południa, ale wiem, że sporo kłopotów rozwiązuje się tam w jeden sposób: siedząc sobie przy stoliku z kawą lub kieliszkiem wina, patrząc na morze i nigdzie się nie spiesząc. Zazwyczaj – choć nie zawsze – to, czym się martwimy, znika, jeżeli tylko na to pozwolimy rezygnując ze zbędnej szamotaniny.

Na razie jednak mam pewne problemy natury technicznej, utrudniające mi branie przykładu z ludzi Południa. Po blisko półrocznej przerwie wybrałem się wczoraj na rower. I choć przejechałem może zaledwie piętnaście kilometrów, wąskie, twarde siodełko w moim gravelu zrobiło swoje. Po jednym dniu jeżdżenia mam tak obolały tyłek, że niespecjalnie mogę teraz przesiadywać – czy to na Południu, czy na Północy. Starożytni Rzymianie opracowali technikę polegiwania na boku – zarówno podczas posiłków jak i dyskusji – chyba więc wypróbuję ją podczas rodzinnych spotkań w te wolne dni.

Miłego świętowania, niezależnie od tego, co i jak będziecie świętować!

Glombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe