Damian Buraczewski zabiera nas do jednej z najstarszych działających nieprzerwanie stadnin na świecie
Martin szedł zamyślony głównym gościńcem z Wewnętrznej Krainy w stronę Dolnej Krainy. Był mroźny dzień, w górach leżało dużo śniegu i mężczyzna postanowił zdać się na łut szczęścia i spróbować przemycić towar główną drogą z Triestu do Lublany. Za około godzinę będzie mógł znów skręcić w leśne szlaki, na których spotkanie patrolu żandarmerii było już dużo mniej prawdopodobne. Jego kasztanowa kobyła niosła na grzbiecie ciężkie worki wyładowane angielską solą. Chcąc ulżyć zwierzęciu, Martin także sobie rzucił na plecy dwa worki. Musiał się spieszyć, aby przed zmrokiem wrócić do domu na Krasie.
Nagle zimową ciszę zakłócił tętent koni. Zza zakrętu wyłoniła się kareta zaprzęgnięta w sześć białych rumaków. Zwierzęta biegły galopem i powóz szybko zbliżał się do biednego przemytnika. Sekundy dzieliły zwierzęta od kraksy. Mężczyzna chwycił kobyłę i bez większych problemów usunął ją z drogi, podnosząc niczym kuchenny taboret.
Ta ludowa przypowieść stała się kanwą dla opowieści o słoweńskim herosie – Martinie Krpanie. Jak to w bajkach i legendach bywa, w karocy jechał sam jaśniepan cesarz. Monarcha zapamiętał wiejskiego siłacza i w chwili zagrożenia stolicy imperium wezwał go na pomoc. Odstawmy jednak bajkę na bok. Faktem jest, że na cesarskim dworze uwielbiano białe konie, a ich kolebką stała się wieś leżąca na przemytniczym szlaku z Triestu.
Na Krasie, zaledwie kilka kilometrów w linii prostej od Triestu leży wieś Lipica (pl. Lipka). To właśnie tam w 1580 roku brat cesarza, arcyksiążę austriacki Karol II Stryryjski, założył hodowlę reprezentacyjnych koni.
Od nazwy miejscowości nowa rasa otrzymała miano konia lipicańskiego (niem. Lipizzaner, sł. lipicanec). W hodowli znajdowały się lokalne klacze oraz ogiery z Włoch i Hiszpanii. Importowane zwierzęta dały lipicanom elegancję i szlachetny wygląd, a krasowe kobyły zdrowie i wytrzymałość. Nowa rasa szybko zawładnęła sercami wiedeńskiego dworu. Białe konie stały się wręcz wizytówką Hiszpańskiej Dworskiej Szkoły Jazdy.
Obecnie zdecydowana większość koni lipicańskich jest maści siwej. Mało kto jednak wie, że rodzą się one kare (czarne), kasztanowe bądź gniade (brązowe). Dopiero z wiekiem zaczynają siwieć. Zdarzają się także osobniki, u których gen odpowiedzialny za białe umaszczenie nie aktywuje się. Tradycyjnie w stadninie w Lipicy wciąż trzyma się jedną klacz ciemnej maści.
Jest to jedna z najstarszych działających nieprzerwanie stadnin na świecie. Obecnie znajduje się tam około 300 koni. Jednak historia tego miejsca była pełna zawirowań. Najcięższy cios stadninie zadała II wojna światowa. Niemcy zrabowali wszystkie zwierzęta i wywieźli do czeskiego Hostinca. Oprócz koni z Lipicy, znalazły się tam również polskie araby z Janowa. Jednak po wojnie konie nie wróciły do Lipicy. Amerykanie rozdzielili je między Włochy i Austrię. Dopiero kilka lat po wojnie udało się socjalistycznej Jugosławii odzyskać 11 klaczy, które stały się zalążkiem nowej hodowli.
Stadnina stała się dziś także centrum turystycznym. Miłośnicy koni mogą obejrzeć posiadłość z przewodnikiem, wybrać się na pokaz ujeżdżania, zwiedzić Kras w siodle albo bryczce.
Obok starych stajni powstały hotel, restauracja, centrum kongresowe oraz pole golfowe.
Nie do końca wiadomo, dlaczego urzędujący w Grazu arcyksiążę Karol zdecydował się na utworzenie hodowli koni na krańcach cesarstwa. Według bajki o Martinie Krpanie, jego kobyła była jedynym wierzchowcem, którego mocarz nie był w stanie wyciągnąć za ogon ze stajni. Żaden z cesarskich koni nie podołał tej próbie. Być może to słynące z siły i wytrzymałości krasowe wiejskie konie wpłynęły na lokalizację cesarskiej stadniny.