Wydane na nowo, tym razem przez Dowody na Istnienie, „Błony umysłu” Jolanty Brach-Czainy to książka o skondensowanej formie, mająca w sobie coś z buddyjskiej medytacji
Teksty zmarłej w ubiegłym roku filozofki pochodzą z początku tego millenium. Są kontynuacją legendarnych już „Szczelin istnienia”, wydanych po raz pierwszy w latach 90. W obu książkach pisarka pochyla się nad banalną i często niezauważaną sferą przyziemności. W codziennych czynnościach i toczących się procesach dostrzega najważniejsze cechy naszej egzystencji.
„Błony umysłu” różnią się jednak od „Szczelin istnienia” nieco innym horyzontem spojrzenia. Jest on w dużej mierze zawężony do fizjologii. Autorka kieruje uwagę na toczące się nieustannie, ale niewidzialne dla nas procesy, dzięki którym nasze ciała działają – trawienie, wchłanianie, przepływ, skurcze. A więc na sprawy, które – choć decydują o naszym trwaniu – są jednak dość abstrakcyjne. Wszak większość z nas zna proces trawienia jedynie z opisów, nigdy nie będąc jego świadkiem (choć z pewnością uczestnikiem).
Siłą „Szczelin istnienia” była filozofia codzienności. Brach-Czaina z uwagą, ale i czułością, przyglądała się egzystencji wypełnionej czynnościami niezbędnymi, choć nieważkimi.
Wynoszenie śmieci, ścielenie łóżka, zmywanie naczyń, obieranie ziemniaków, mycie podłogi zyskiwały wymiar metafizyczny. Autorka dopatrywała się egzystencjalnego sensu w aktywnościach, których unikamy, nie lubimy i którym oddajemy się zazwyczaj bezrefleksyjnie. Dzięki temu unicestwiała pojęcie nudy. Każde – nawet najbardziej prozaiczne – wydarzenie nabierało cech znaczących. Stawało się wyrazem nieustępliwych prób zapanowania nad przedmiotami oraz życiem.
Dążenie do osadzenia się w teraźniejszości, skupienie na chwili obecnej i wykonywanej właśnie czynności jest bliskie buddyzmowi. Podczas gdy znany propagator uważności, wietnamski mnich Thich Nhat Hanh, szukał w celebracji chwili sposobu na znalezienie szczęścia, Brach-Czaina zdaje się nie mieć aż takich oczekiwań.
W codzienności poszukuje raczej obrazu nas samych oraz istoty naszego istnienia. Wie, że powtarzane ruchy, rytuały, całe to nieustanne „krzątactwo” składa się na nasze życie. Egzystencja częściej jest myciem podłogi i wynoszeniem śmieci niż wyprawą na drugi koniec świata. Świadomość tego może zarówno uspokajać i pozwolić nabrać do życia dystansu, jak i budzić niepokój lub poczucie tkwienia w bezcelowej powtarzalności. Brach-Czaina nie daje więc prostych recept na znalezienie szczęścia.
W „Błonach umysłu” filozofka porzuca jednak tą namacalną codzienność, którą zajmowała się wcześniej.
I choć są tu rozdziały poświęcone piciu kawy czy lizaniu pięciu kulek lodów o różnych smakach, dużo więcej znajdziemy rozważań o granicach wyznaczanych przez naszą fizyczność (a więc ciało, a przede wszystkim skórę) i o ukrytych czynnościach naszych organizmów.
Mamy opis fizjologii trawienia oraz złuszczania się nabłonka macicy podczas menstruacji. Ponieważ te procesy odbywają się w zasadzie bez naszego udziału, trudniej nam się nad nimi zatrzymać. Ich wymiar egzystencjalny i filozoficzny jest bardziej abstrakcyjny, wymykający się nam z rąk. A więc też budzący mniejsze zainteresowanie. Ujęte w pierwszej książce rozważania filozofki opierały się na bardzo namacalnym konkrecie. Dzięki Brach-Czainie, sprzątając kuchnię lub krojąc wędlinę mogliśmy poczuć się częścią opisanego przez filozofkę świata. W przypadku „Błon umysłu” nie jest to już takie łatwe. Trudniej osadzić się w rzeczywistości myśląc o tym, na którym etapie trawienia jest właśnie spożyty przez nas posiłek.
Na szczęście Dowody na Istnienie zadbały o to, by „Szczeliny istnienia” były na rynku obecne wraz z „Błonami umysłu”. Pierwszą pozycję wznowiono w ubiegłym roku. Obie książki uzupełniają się w sposób kompletny i do jakiegoś stopnia potrzebują się wzajemnie. I najlepiej czytać je tak, jak powstawały – sięgając po „Błony umysłu” dopiero w drugiej kolejności.
Jolanta Brach-Czaina
Błony umysłu
Dowody na Istnienie, 2022