„Bulion i inne namiętności” – recenzja

31 sierpnia, 2024
przeczytasz w mniej niż 4 min.
bulion i inne namiętności

„Bulion i inne namiętności” – gotowanie na dużym ekranie zawsze mówi o miłości [recenzja].

Mam wrażenie, że dzisiejsze filmy są zanadto skupione na tematach i na historiach. Coraz mniej widzimy w nich języka kina”. – mówił w jednym z wywiadów Tran Anh Hung, urodzony w Wietnamie i mieszkający we Francji reżyser filmu „Bulion i inne namiętności”. Wchodzący właśnie do polskich kin obraz jest właśnie przykładem takiego poszukiwania „języka kina”. Historia w nim opowiedziana jest bowiem w zasadzie szczątkowa. To, co najważniejsze, rozgrywa się na poziomie estetycznym. Nie znaczy to jednak, że film jest jedynie zestawem ładnych kadrów.

Do sposobu, w jakim wietnamski reżyser konstruuje swoją opowieść, trzeba się przyzwyczaić.

Otwierająca „Bulion…” scena przygotowywania posiłku, trwająca niemal trzydzieści minut, budzi początkowo zniechęcenie. Ten film „nie wchodzi” od razu, rodząc pytanie: „czy na pewno chcę spędzić najbliższe dwie godziny oglądając gotowanie zupy?” Tran Anh Hung wie jednak co robi. Szybko okazuje się, że patrzenie na ten kulinarny spektakl jest właśnie tym, czego potrzebujemy. Sekwencje gastronomiczne spajają ten film, bardziej niż o kulinariach jest on jednak o uczuciu. Ale też, a może przede wszystkim, o szczególnym momencie życia, w jakim znajduje się para głównych postaci.

Bulion i inne namiętności, recenzja – w otoczeniu garnków i patelni rozgrywa się historia o dojrzałej miłości

Akcja „Bulionu…” rozgrywa się w latach 80. XIX wieku we Francji. Bohaterami są kucharka Eugénie (Juliette Binoche) i jej pracodawca, ale też kochanek oraz smakosz, Dodin (Benoît Magimel). Parę łączy wyjątkowa więź, zbudowana przez kilkadziesiąt lat wspólnego życia i pracy. Dodin, nazywany przez przyjaciół „Napoleonem gastronomii”, sam chętnie do kuchni zachodzi, by stanąć za garnkami i patelniami. I choć ten układ może początkowo sugerować opowieść o nierównej relacji bogatego mężczyzny z kobietą zatrudnioną do gotowania, to fałszywy trop.

Urzekające jest, jak subtelnie Tran Anh Hung sprzeciwia się swoim filmem dzisiejszym trendom i wymaganiom rynku oraz widzów.

Już sama sekwencja otwierająca jest wyrazem pójścia pod prąd. W dobie streamingów, krótkich filmików i skondensowanych treści, które mają przykuć uwagę odbiorców w ciągu kilku sekund, stworzenie ponad półgodzinnej sekwencji, w której nie padają niemal żadne słowa, a kamera koncentruje się na aktach siekania, przyprawiania, gotowania i smakowania jawi się jako akt odwagi i buntu.

Gotowanie, wypełniające sporą część filmu, jest przedstawione jako pełen zmysłowości, synchroniczny taniec. Kamera płynie za bohaterami. Zagląda do garnków, skupia się na teksturze składników, jakby karmiła się ich fizycznością. Przygotowanie posiłku nie jest tylko estetycznym spektaklem, ale określa relację łącząca Dodina i Eugénie. W ich wzajemnym ruchu pomiędzy patelniami i syczącymi palnikami czuć swobodną intymność, zażyłość i radość z przebywania ze sobą. Zamiast słów, mamy tu gamę spojrzeń, delikatnych uśmiechów, niemych pytań i gestów pełnych aprobaty.

Gdy dzień się kończy, a para rozkoszuje się wieczorem w ogrodzie, Dodin prosi Eugénie o rękę. Od razu wiemy, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat ta prośba ponawiana była niemal w nieskończoność. I za każdym razem – tak jak i teraz – Eugénie z łagodnością odmawiała. Za chwilę pójdą do łóżka, powtarzając wieloletni rytuał, ale to ona jest tu stroną decydującą o kształcie tego związku.

Sceny przygotowywania i spożywania posiłków w „Bulionie…” mają w sobie coś odświeżającego.

Filmy i seriale, pokazujące kucharzy – jak chociażby nagradzany serial „Bear” – skupiają się dziś głównie na wysiłku, stresie, depresji i ciągłych potyczkach z rzeczywistością. W „Bulionie…” kuchnia jest nieco wyidealizowanym światem światem łagodności. A gotowanie sztuką nadającą życiu sensu. Sposobem na przemianę, dziełem twórczym. Przyrządzenie posiłku staje się aktem ofiarowania się drugiej osobie, wyrazem głębokiej, nienaruszonej upływem czasu miłości. Czymś codziennym, ale jednocześnie mającym niebagatelne znaczenie. W tym znaczeniu Tran Anh Hung wraca do korzeni, do czasów, gdy gotowanie przedstawiane było w filmach jako symbol, a nie naturalistyczne pole zmagań.

Bulion i inne namiętności” opowiada o związku ludzi, będących w momencie życia, który reżyserów zwykle mało interesuje. Nie jest to historia pożądaniu przynależnym rodzącej się dopiero miłości, nie jest też historią o pełnym dramatyzmu rozpadzie więzi. To opowieść o delikatnym, trochę już zużytym, ale głębokim uczuciu, które po prostu trwa. Eugénie i Dodin są w jesieni życia (choć Eugénie, jak mówi, woli myśleć o tym chwili jako o środku lata). To nie tyle ich wiek ma tu znaczenie, co przywiązanie, które kształtowało się przez dziesięciolecia. Nie ma (już?) w ich relacji intensywnej dramaturgii, jest za to sporo tęsknoty, łagodności i zrozumienia. Te delikatne emocje Binoche i Magimel odkrywają w sposób perfekcyjny, być może dlatego, że aktorzy byli niegdyś życiowymi partnerami. Chemia pomiędzy nimi jest niczym potrawy, które przygotowują Eugénie i Dodin. Magią przepełnioną ledwo uchwytną energią, pożywną i niosącą czystą satysfakcję.


„Bulion i inne namiętności”, reż. Tran Anh Hung, dystrybucja Gutek Film, w kinach od 30 sierpnia

Cieszymy Sie Ze Tu Jestes. Wesp
T

Travel Magazine

Travel Magazine to kreatywny i kulturalny magazyn o świecie. Podróżowanie jest jedną z form opowiadania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

W redakcji Travel Magazine wierzymy, że uważne podróżowanie potrafi zmienić rzeczywistość na lepsze. Jest przecież jedną z form opowiadania o świecie. A to z opowieści biorą się wszystkie zmiany. Z opowieści rodzi się wiedza.

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona

To też ciekawe