Najbardziej naturalna człowiekowi aktywność zanika

5 sierpnia, 2023
przeczytasz w mniej niż 3 min.
chodzenie, mężczyzna idący po drewnianym pomoście

Jak najdalej zaszliście na piechotę w ciągu jednego dnia? Kilka kilometrów? Kilkanaście? A może raczej paręset metrów?

Fot.: Chris Hardy/Unsplash

Nie pytam o to, by porównywać rekordy, lecz by zobrazować rozmiary dawnego świata. Świata, który zamykał się w obrębie dystansu łatwego do pokonania w kilka godzin. Nasi przodkowie nie dysponowali samochodami, samolotami, rowerami. Przez długi czas nawet nie mieli koni (swoją drogą, wierzchowiec nie przejdzie raczej więcej niż 40 kilometrów dziennie). Każdy dystans pokonywali pieszo.

Nawet dalekie migracje, które jako gatunek odbywaliśmy przez dziesiątki tysięcy lat, zawdzięczamy chodzeniu. Przesuwaliśmy się powoli – pokonanie tysięcy kilometrów zajmowało nam setki lat. Szliśmy w tempie 4-5 kilometrów na godzinę i nieustannie się zatrzymywaliśmy, przystając czasem i na całe pokolenia.

Chodzenie sprawia, że świat ma zupełnie inną skalę. Dotarcie do najbliższej doliny mogło zająć godziny lub dni. A odległe krainy były poza zasięgiem większości osób.

Myślę o tym, gdyż od paru dni zmagam się z kontuzją pleców, która sprawia, że chodzę w tempie bardzo umownym i w nienaturalnie zgiętej do przodu pozycji. Gdy drobię w ten sposób parkowymi alejkami, mijający mnie biegacze, ale i nawet przechodnie, omiatają mnie wzrokiem, w którym kryje się sporo zdziwienia, czasem współczucia, ale też nierzadko politowania. Nie pobiję żadnych rekordów, „nie zrobię wyniku”, nie poruszę własnego pulsu. W ich oczach spadłem do kategorii równej schorowanym seniorom, których trzeba ze zniecierpliwieniem wymijać, pędząc w obcisłych gatkach za wykręceniem kolejnego wyniku.

Cóż, godzę się na to, bo wiem, że to właśnie chodzenie wpisane jest w istotę naszego DNA. Robimy to od dziesiątek tysięcy lat. Chodziliśmy zawsze, biegaliśmy tylko w nagłej potrzebie. Drepczę więc uparcie, stawiając nogę za nogą i czekając aż mi się poprawi.

Równocześnie myślę też o tym, że żyjemy w czasach hipermobilności. Nigdy w naszej historii nie przemieszczaliśmy się tak szybko, na tak duże odległości.

Jeździmy, latamy, pływamy. A aktywność najbardziej przynależna naszemu gatunkowi staje się sztuką zanikającą. Nie chodzimy, bo nie musimy. Piesze przemieszczanie się jest w naszym rozpędzonym świecie zbyt wolne. Niemodne. Za trudne i za mało efektywne. Mam mnóstwo znajomych, którzy w ciągu dnia przechodzą zaledwie kilkaset kroków. Mnie też się to zdarza. Wystarczy, że mam bardziej zajęty dzień, więcej obowiązków za biurkiem i momentalnie przestaję się ruszać. Jak pokazują badania, 65 proc. Polaków odczuwa ruchowstręt. I nie ćwiczy w ogóle.

Stawianie kroków ma jednak pewną wyjątkową cechę – sprowadza nas do naturalnej dla ludzkiego gatunku życiowej skali. Możliwości naszych organizmów są – choć przecież nie tak małe – jednak ograniczone. Nie przejdziemy w dziesięć godzin na inny kontynent. Siłą rzeczy te bariery sprawiają, że musimy świat doświadczać lokalnie. W otoczeniu niewielkiej grupy ludzi. W przestrzeni z jasno wytyczonymi granicami (które co prawda możemy przekroczyć, ale stopniowo i nie narażając się na szok poznawczy).

Ale najważniejsze w tym wszystkim wydaje się jednak tempo. Dostosowane do naszych możliwości poznawczych. Do możliwości absorbcji bodźców. Żaden inny sposób poruszania się nie zapewnia tak dogłębnego zatopienia się w chwilę, w krajobraz, w teren i w istotę tego, co wokół. Idziemy, a nasze ciała niemal od razu wchodzą w tryb wytrenowany przez tysiące lat. Odczuwania każdej nierówności terenu, wyłapywania szczegółów, widzenia, słyszenia, czucia.

Do jakiegoś stopnia po to przecież wyruszamy w podróż. Chcemy doświadczać świata bardziej niż zwykle. Przez chwilę żyć pełniej.

Nie namawiam do porzucenia aut, pociągów czy samolotów. Co jakiś czas można jednak osiągnąć podobny efekt, wybierając się po prostu gdzieś na piechotę. Chociażby i na wyprawę po własnym mieście. Jeżeli odbędziecie ją wykorzystując do tego własne nogi, jest duża szansa, że stanie się ona równie ekscytująca jak podróż naBali (no dobrze, bez gwarancji udanej pogody).

Nie muszą to być Wasze jedyne podróże, jednak w czasach wysokich cen, tłumów i pożarów szalejących na południu Europy może lepiej po prostu polubić chodzenie i wyruszyć na kilka wędrówek niedaleko domu?

Glombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

W redakcji Travel Magazine wierzymy, że uważne podróżowanie potrafi zmienić rzeczywistość na lepsze. Jest przecież jedną z form opowiadania o świecie. A to z opowieści biorą się wszystkie zmiany. Z opowieści rodzi się wiedza.

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

480465455 1310107190064868 6181299125067026450 N

To też ciekawe