Jak ćwiczyć uważność? Wyłapując kadry z otaczającej nas rzeczywistości. Wystarczy aparat, ołówek i kartka papieru. Albo świadome spojrzenie
fot. Travel Magazine
Świat nam zadziwiająco często umyka. Zajęci codziennymi sprawami, przestajemy zwracać uwagę na to, co wokół. Być może dlatego tak lubimy podróże – zmiana otoczenia często wymusza wzmożenie uwagi. Znów patrzymy wtedy na świat z zaciekawieniem. Czasem nawet z zachwytem.
W rzeczywistości jednak przecież nie trzeba do tego wyjeżdżać. Bywa, że nie trzeba nawet opuszczać własnego domu lub mieszkania. Wystarczy po prostu patrzeć. A jeszcze lepiej wziąć aparat lub ołówek i notes i wybrać się na poszukiwanie scen, które nas zainteresują. Nic tak nie służy pobudzaniu kreatywności. I uczynieniu z życia ciągu fascynujących zdarzeń.
8/52 – Latarnia
Latarnie są częścią kodu wizualnego miasta. W każdym są trochę inne. Nowoczesne lub starodawne. Piękne lub szkaradne. Funkcjonalne albo raczej służące głównie estetyce.
Uważny podróżnik stwarza sobie mapę świata utkaną z wizualnych szczegółów. Zapamiętuje język przedmiotów. Znaków drogowych, tabliczek z nazwami ulic, ławek, latarni.
Gdy myśli o jakimś miejscu, w głowie pojawiają się znaki wyznaczające charakter przestrzeni. Dzięki temu może wędrować ścieżkami opustoszałymi, niezadeptanymi, ignorowanymi przez przewodniki i blogi.
O tym, czy dane miejsce nam się podoba, w dużej mierze decydują detale. Bywa, że je ignorujemy, ale nasza podświadomość je rejestruje. Czy na chodnikach ustawiono barierki z obskurnych kolorowych słupków, czy zdecydowano się na drewniane skrzynie z kwiatami albo marmurowe minimalistyczne bloki? Szyldy nad sklepami są wizualnie spójne, czy raczej każdy z innej parafii? A znaki drogowe duże i krzyczące, czy może niewielkie i oszczędne? Chodniki granitowe, a może z betonowej kostki?
Miejskie latarnie wyznaczają ciąg ścieżek i dróg. Zmieniają się wraz z dzielnicami, prowadzą do kolejnych historii, czasem zmieniają się w trochę anarchistyczne słupy ogłoszeń i tablice z vlepkami. Nigdy nie są milczące.