Egon Schiele sprowadził na siebie oskarżenia o uleganie erotycznym obsesjom, jego pracom daleko jednak do czystej pornografii
Nerwowa ciemna kreska tworząca obrys ciała. Naga kobieta leżąca na pomarszczonym materiale, z rękami umieszczonymi za głową. Ma szeroko rozsunięte nogi, a jej krocze ledwo co przesłania skrawek materiału. Na pierwotnej wersji obrazu prawdopodobnie go nie było. Został domalowany z myślą o zaprezentowaniu dzieła na wystawie secesji w 1918 roku. Ten wątły skrawek materiału miał uchronić gości ekspozycji przed zgorszeniem.
Patrząc na inne prace Egona Schiele, autora obrazu „Leżąca kobieta” (Liegende Frau), przed którym właśnie stoję, widać, że zafascynowany ludzkim ciałem twórca nie miał oporów w przedstawianiu go w każdym szczególe.
Tworzył postacie nie tylko nagie, ale ukazane w bezwstydnych pozach.
Szybko sprowadził na siebie oskarżenia o szerzenie pornografii i uleganie erotycznym obsesjom. Trafił nawet przed sąd, który skazał go za narażanie nieletnich na kontakt z obsceniczną sztuką na 24 dni pozbawienia wolności.
Obraz jest duży, wyeksponowany na ścianie jednej z sal Leopold Museum w Wiedniu. Ma niemal dwa na jeden metr. By go dokładnie obejrzeć, muszę cofnąć się o kilka kroków. Dystans pozwala przesuwać wzrokiem po detalach, nie gubiąc przy tym szerszego kontekstu.
Styl urodzony w 1890 roku Schielego jest łatwo rozpoznawalny. Rysowane przez niego ciała często są nieforemne, dalekie od doskonałości, trochę rozedrgane. Zredukowana do kilku odcieni paleta barw sprawia, że skóra ma niepokojący, chorowity wyraz. Widać na niej przebarwienia, siniaki, pajączki naczyń krwionośnych, twarde kształty kryjących się w głębi kości.
Mimo to akty Egona Schielego są jednymi z bardziej zmysłowych prac XX wieku.
Równocześnie jednak jest w tych postaciach (zarówno kobiecych, jak i męskich) jakiś rodzaj brutalności, coś niepokojącego. Nagość i wyzywające pozy (w dorobku malarza nie brakuje obrazów, których bohaterowie się masturbują) nie budzą u oglądającego erotycznej ekscytacji, a raczej rosnące poczucie zagrożenia.
Egon Schiele krążył bowiem w swoich pracach wokół tragicznego wymiaru ludzkiego życia. W tych ciałach, krągłościach, czerwonych kroczach zaklęty jest toczący się nieustannie konflikt między życiem a śmiercią. Jest to tym bardziej uderzające, że wszystkie prace Schielego są pracami człowieka młodego – artysta zmarł na „hiszpankę” mając zaledwie 28 lat, a większość jego aktów powstała, gdy ledwo przekroczył dwudziestkę. Owszem, erotyzm i seksualność go interesowały jak niemal nic innego, nie była to jednak wyłącznie fascynacja ciałem i rozkoszą, której można by się spodziewać po młodym mężczyźnie. W pobliżu zmysłowych ciał zawsze czai się śmierć. W świecie Schielego granica między ekstazą i umieraniem jest bardzo cienka.
Podczas studiów na Wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych Schiele poznał Gustava Klimta. Został jego protegowanym. Dzięki tej przyjaźni szybko odnalazł miejsce na austriackim rynku sztuki, budząc zainteresowanie mecenasów.
Jego kariera nabierała tempa również dzięki związkowi zWally Neuzil. Jej erotyczna odwaga i seksualna swoboda stanowiły dla Egona niekończącą się inspirację. Gdy po czterech latach wspólnego życia, Schiele zakończył związek i ożenił się z dużo bardziej konserwatywną Edith Harms (być może skuszony wizją wygodnego mieszczańskiego życia), jego sztuka stała się bardziej stonowana. Pod naciskami żony artysta ograniczył tworzenie aktów, a jeżeli już się za nie zabierał, zazwyczaj pozowała mu sama Edith. Nie znaczy to jednak, że ciało przestało go fascynować. Obraz „Leżąca kobieta” powstał pod koniec życia artysty.
Patrząc na płótno, łatwo skupić się na intymnych częściach ciała modelki. To jednak pułapka zastawiona na oglądającego.
Uwadze umyka wówczas uniesiona dłoń, widoczna w górnym prawym rogu. Jej palce są zgięte, niczym pazury drapieżnika czającego się do ataku. Być może to najważniejsza część obrazu, najwięcej mówiąca.
Apatyczna twarz kobiety nie ma wiele wspólnego z uwodzeniem, seksualnym pragnieniem, żądzą. Jest pozbawiona emocji, zimna. Oczekująca. Groźnie zawieszona w powietrzu dłoń gotowa jest do podporządkowania sobie potencjalnego kochanka. A w efekcie jego unicestwienia.
Im dłużej patrzę na to pokryte olejem płótno, tym jednak jego odbiór bardziej się zmienia. Może twarz modelki nie jest wcale apatyczna, lecz melancholijna? Uspokojona po zakończonym właśnie akcie miłosnym (brak innej osoby mógłby sugerować autoerotyzm), a zgięte palce to tylko echo przeżytej właśnie ekstazy? Czy po satysfakcjonującym seksie nie wpadamy czasem w taki przedziwny, acz przyjemny rodzaj stuporu? Gdy nasze myśli błądzą trochę bez ładu, a ciało pozostaje rozleniwione i nieskłonne do nagłych ruchów.
Jedno jest pewne. Kompozycja obrazu jest przemyślana. Rozsunięte nogi kobiety i trójkąt trzymanych za głową ramion tworzą dopełniające się bliźniacze kształty. Egon Schiele, pracując nadLiegende Frau, dysponował już doskonałym warsztatem.
Śmierć, która tak fascynowała artystę, wkrótce upomniała się o najważniejsze osoby w jego życiu. Wally, pierwsza miłość twórcy, umiera na szkarlatynę w 1917 roku, mając zaledwie 23 lata. Rok później, na skutek powikłań po grypie, odchodzi Gustav Klimt. W 1918 roku epidemia „hiszpanki” zabiera będącą w szóstym miesiącu ciąży żonę Egona Schiele. On sam, również zarażony, umiera trzy dni później.
Egon Schiele
Liegende Frau, 1917
Leopold Museum, Wiedeń
W taki sposób, można się przygotować do oglądania obrazów. Znając najważniejsze momenty z życia artysty, jego warsztat, patrzenie na sztukę, staje się prawdziwa przyjemnością. Pozdrawiam
AZ