Jak pokłócić się o grzane wino. Listy ze Słowenii #40

18 grudnia, 2021
przeczytasz w mniej niż 3 min.
kubek z kawą trzymany w dłoni na tle świątecznych dekoracji, jarmark bożonarodzeniowy

Chaos w zarządzaniu pandemicznym kryzysem nie jest tylko polską domeną. W Słowenii doprowadził nawet do bitwy o grzane wino

Dwa tygodnie temu wspomniałem, że w całym kraju rozbłysły bożonarodzeniowe światełka oraz wystartowały jarmarki. Tak zaczyna się “wesoły grudzień” (sł. veseli december). W zeszłym roku świętowanie przy grzanym winie i tradycyjnej adwentowej kiełbasce zatrzymała pandemia.

Tym razem, pomimo czwartej fali i pękających w szwach szpitali nikt już nie zwraca uwagi na wirusa.

Prawie nikt. Słoweński rząd, który wykazał się zadziwiającą wręcz nieumiejętnością radzenia sobie z pandemią, z niepokojem śledził katastrofalne statystyki. Akcja szczepień okazała się całkowitą klapą, w szpitalach kończyły się wolne łóżka, a rząd musiał prosić o pomoc wojsko i straż pożarną. Kiedy zabrakło wojskowego personelu w Słowenii, poproszono o pomoc Włochy. W czasie kiedy włoscy lekarze wojskowi przylecieli do kraju, w Lublanie tłumy odwiedzały tradycyjny jarmark i tłoczyły się przy stolikach z kubkami grzanego wina w rękach. Zdjęcia tradycyjnie rozumianego “wesołego grudnia” z centrum stolicy stały się dla rządu pretekstem do działania. Niestety, po raz kolejny mało kto zrozumiał intencje władzy.

W piątek wieczorem, zaledwie dwa dni po otwarciu straganów, rząd wydał rozporządzenie zakazujące sprzedaży jedzenia i napojów na bożonarodzeniowych jarmarkach. Decyzję rządu poprzedził tweet premiera (nazywanego żartobliwie Marszałkiem Tłito, z powodu jego zamiłowania do internetowego serwisu z ptaszkiem w logo), w którym bezpardonowo oskarżył burmistrza stolicy o szerzenie epidemii i zrzucił na niego odpowiedzialność za wszystkie tragedie związane z COVID-19.

Jak łatwo się domyślić, tak wyrafinowana komunikacja premiera nie pozostała bez echa. Bunt zaczął się w chwili ogłoszenia rozporządzenia. Okazało się, że zakaz wymierzony jest jedynie w jarmarki. Obostrzenia nie dotyczyły innych punktów usługowych: ani lokali gastronomicznych, ani hoteli, ani nawet budek z fastfoodem na targach. Przedsiębiorcy z drewnianych domków z jednej strony ulicy musieli zwinąć interes, kiedy po drugiej stronie w spokoju działały ogródki kawiarni i restauracji. Dodatkowo, rządowy zakaz ominął także sprzedawców pieczonych kasztanów.

Przedsiębiorcy, którzy za wynajem straganów na jarmarkach i zaopatrzenie zapłacili nawet kilkanaście tysięcy euro, poczuli, że są kozłami ofiarnymi. Patrząc na działające bez przeszkód kina, restauracje i tłumnie odwiedzane centra handlowe, można przyznać, że ich wnioski miały pewne podstawy. Jednak rząd uparcie trwał przy swoim. Zaczęła się wojna o grzane wino.

Kiedy w Lublanie zamykano stragany, grzane wino i kiełbaski bez problemu można było kupić w centrum Kopru i Mariboru.

Także w stolicy wciąż były otwarte niektóre punkty gastronomiczne, m.in. ogródki restauracji oraz… stoiska na miejskim targu. Jak bezpardonowo ogłosił burmistrz Lublany, Zoran Janković, miejski targ nie jest jarmarkiem i rozporządzenie rządu go nie dotyczy.

Rząd nie zamierzał jednak ustępować. Do akcji wkroczyli inspektorzy z rozmaitych państwowych służb i agencji, od zdrowotnych po finansowe. Nie stwierdzono jednak żadnych nieprawidłowości i stoiska pozostały otwarte. Burmistrz stolicy, wieloletni polityczny przeciwnik premiera, musiał się w swoim gabinecie śmiać tak głośno, że słyszało go pół miasta.

Nazajutrz inspektorzy wrócili w asyście policji i funkcjonariuszy skarbowych. Po dłuższych sporach ze sprzedawcami stoiska zostały zapieczętowane. Przedsiębiorcy postanowili dochodzić sprawiedliwości w sądzie. Choć mają spore szanse na wygraną, to wyroki zapadną najwcześniej w styczniu, czyli już po okresie świątecznym.

Po zwycięskiej akcji w stolicy, rząd wysłał inspektorów do pozostałych miast. I choć kupcy dołożyli starań, aby spełnić wszystkie warunki stawiane przez rządzących (ogrodzili teren, sprawdzali paszporty covidowe, postawili stoliki i krzesła), stoiska zostały zamknięte. Tym razem nikt już nawet nie wdawał się w prawne dyskusje. Kioski zapieczętowano, a inspektorzy wrócili do stolicy.

Zwycięstwo premiera nie oznacza, że sytuacja epidemiologiczna nagle się poprawiła. W sposób niezrozumiały dla rządzących, COVID-19 ma się niestety bardzo dobrze po słonecznej stronie Alp. Podobnie jak grzane wino, które wciąż można wypić w wielu miejscach w całym kraju. Z czego spragnieni towarzystwa Słoweńcy chętnie korzystają, nie zważając na ryzyko zakażenia. Pomimo ogrodzonych tarasów i paszportów covidowych wirus nadal przeżywa swój “wesoły grudzień”.

Damian Buraczewski Small

Damian Buraczewski

Ze Słowenią związany od 2011 roku. Prowadzi blog SlovVine.com wybrany Winiarskim Blogiem Roku 2019 magazynu Czas Wina. Jego teksty o Słowenii ukazały się na łamach Tygodnika Powszechnego, Tygodnika Przegląd i Czasu Wina.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe