Różnice między Polakami i Słoweńcami ujawniają się, gdy chce się zbudować dom
Telefon zasygnalizował nadejście wiadomości. Po raz kolejny Vasja wylewał żal w sprawie wybranego przeze mnie kamienia. Oprócz spotkania w weekend, rozmów telefonicznych, był to kolejny SMS tego dnia, w którym namawiał mnie do namysłu i zmiany decyzji. Nigdy nie sądziłem, że wybór materiału do budowy muru może wzbudzić tyle kontrowersji. Zwłaszcza, że chodziło o mój mur. Vasja miał go jednak zbudować.
Jako wychowanek mazowieckich nizin, na których pod glebą zalegały jedynie piach i glina, było mi całkiem obojętne z jakiego kamienia wzniesiony zostanie mur oporowy wokół domu.
Z tego powodu jedynym kryterium wyboru pozostała cena. Jednak mój kamieniomistrz Vasja zaczął kręcić nosem. Według niego najtańszy kamień z pobliskiego kamieniołomu jest estetycznie dysfunkcyjny. Spotkaliśmy się nawet w niedzielne popołudnie (a warto tu zaznaczyć, że niedzielne popołudnie nie jest dla słoweńskich fachowców typowym terminem spotkań zawodowych), żebym mógł zobaczyć mur wykonany z tego wątpliwego materiału. Na spotkanie udałem się z sercem w przełyku. Z opowieści Vasji wynikało, że czeka mnie spotkanie z kamiennym potworem, wybrykiem natury, który jedynie niezrozumiałym zbiegiem okoliczności znalazł się na powierzchni i szpeci słoweńską krainę.
Kiedy zajechałem na miejsce, zobaczyłem szaro-bury mur. Stanąłem przy nim i próbowałem się przekonać, że wcale nie jest, aż taki paskudny. Oczywiście było to kłamstwo. Pogrążony w myślach o estetyce kamienia dopiero po chwili zorientowałem się, że nigdzie nie ma Vasji. Zauważyłem go w pewnym oddaleniu. Kiedy się spotkaliśmy, wskazałem na szaro-bure paskudztwo:
– To ten? – bardziej stwierdziłem, niż spytałem.
– Nie, ten jest w porządku – machnął ręką Vasja i wskazał na skarpę nieco dalej. – Tamten.
Drobny pot pojawił mi się na czole. Skarpa z „moim” kamieniem była niewidoczna i wyobraźnia zaczęła mi podpowiadać, co za chwilę ujrzę.
Spojrzałem jeszcze raz na murek przede mną. Skoro ten brzydal jest dla mojego fachowca akceptowalny, to jak paskudny musi być mur, dla którego tu przyjechałem? Widocznie Vasja miał rację, lepiej dopłacić i wznieść konstrukcję, która nie będzie straszyła całej okolicy.
– To ten – powiedział zrezygnowany majster, kiedy stanęliśmy z drugiej strony skarpy.
Sporych rozmiarów skały tworzyły biało-czerwony murek wysokości około półtora metra. Wytężałem wzrok i nie widziałem niczego, co mogłoby powodować estetyczny dyskomfort. Zbliżyłem się do kamieni, potem odszedłem dwa kroki. Patrzyłem pod różnymi kątami. Nic.
Vasja stał i kiwał z dezaprobatą głową. Ja z kolei skakałem wokół kamieni i szukałem ich niedomagań. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem, dlaczego uważa te kamienie za brzydkie.
– Spójrz jakie są nierówne, w ogóle nie są obrobione – majster zaczął kreślić dłońmi linie w powietrzu. – Droższy kamień ma równiejsze ściany, mur tworzy niemal idealną linię.
Patrzyłem na Vasję jak na przybysza z kosmosu, a jego spojrzenie odpowiadało mi tym samym. W końcu kamień powinien wyglądać naturalnie, a nie jak kostka betonu. „Bierzemy!” – zakomunikowałem krótko i pożegnałem się z wykonawcą. Nie pomogły SMS-y, którymi Vasja próbował nakłonić mnie do rozwagi. Po tygodniu kamienie znalazły się na podwórku. Moja nizinna dusza wygrała, a jak na ironię, konsekwencją tego będzie mur w barwach biało-czerwonych.
Napisz do autora:d.buraczewski@travelmagazine.pl