Wszystko, co mogą nam dać podróże w wielkiej skali, może nam się zdarzyć w skali małej w Kampinosie. To jest kwestia pewnej postawy i otwartości – mówi dr Piotr Stankiewicz, stoik
Podróżowanie w świecie covidowym. Niemal dwa lata doświadczeń. Dostosowujemy do nadzwyczajnych okoliczności swoje plany i praktykę podróżniczą. Czy tylko tracimy, czy może coś zyskaliśmy? O tych stratach i zyskach i o nowym podejściu do podróży rozmawiamy z Piotrem Stankiewiczem, filozofem-stoikiem i pisarzem
Paulina Stolarek: Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jedynie straciliśmy, ale może jednak nie do końca?
Piotr Stankiewicz: Co do zasady, to straciliśmy – to są rzeczy oczywiste, na przykład swoboda podróżowania za granicę, której zabrakło. Ja przez prawie dwa lata nie byłem za granicą. A jestem z pokolenia, dla którego otwarte granice i swoboda podróżowania jest częścią tożsamości. To jest szok, tożsamościowy, kulturowy. Straciliśmy więc, chociażby, te dalekie podróże samolotem.
No i wolność, to że w każdej chwili możemy wstać i jechać… gdzie tylko chcemy.
Tak, i to do tego stopnia, że ja w pierwszym roku pandemii, policzyłem to niedawno, przez ponad 150 dni nie spędziłem ani jednej nocy poza domem. To duża strata dla mojego pokolenia i młodszych ode mnie. Tych wszystkich, dla których podróżowanie jest naturalną częścią życia. Jeszcze dobrze tego nie przetrawiliśmy. Długofalowo ta sytuacja będzie miała wpływ na sposób, w jaki w ogóle podróżujemy.
Ja na przykład zacząłem doceniać podróże całkiem nieodlegle, w granicach powiatu, czy województwa, najdalej w sąsiednim województwie. Puszcza Kampinoska, Puszcza Bolimowska, Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy – to są okolice, które poznałem bardzo dobrze. Wszystkie te miejsca są w promieniu stu kilometrów wokół mojego domu. Nauczenie się podróżowania bliżej jest też ważne w kontekście problemów klimatycznych. Ta tendencja w najbliższych latach będzie się wzmacniać, nawet, kiedy już będzie można przemieszczać się bez przeszkód. I to jest duża zmiana.
Czyli nie przymus, ale wybór?
Jesteśmy przyzwyczajeni, żeby myśleć o podróżach w kategoriach egzotyki i odległych krajów. Dla jednych to Chorwacja, dla innych Malediwy. Cała literatura podróżnicza, wszystkie blogi, konta na Instagramie opowiadają o dalekich podróżach. Takie właśnie jest ich aspiracyjne rozumienie. A teraz powstaje dla tego mocny kontrapunkt w postaci tych bliskich podróży. W miejsca, gdzie jest pusto w chwili, gdy w Zakopanem tłoczą się tysiące. I do takiego właśnie podróżowania dostaliśmy impuls.
Każdy z nas w ostatnich dwóch latach miał silną motywację, żeby poznać okolice swojego domu. Czy ta zmiana nie pozbawia nas doświadczenia – tak istotnego w podróży – spotkania z odmiennością, zaskoczenia, niezwykłej przygody?
Nie oszukujmy się, takie egzotyczne podróże, i doświadczenie spotkania z innym światem są udziałem nielicznych. W ten sposób podróżuje tylko promil ludzi. Większość podróżuje schematem. Jeśli ktoś jedzie do hotelu all inclusive, to umówmy się, to nie jest żadna konfrontacja z nieznanym. To jest dobrze znany bar z basenem, tyle że w nowym miejscu. Nawet te podróże pozornie niezwykłe, na przykład Koleją Transsyberyjską, też są pewnym schematem, bo tam już jeżdżą tysiące ludzi. Obiektywnie tak jest, choć oczywiście subiektywnie – to na pewno są ciekawe i otwierające doświadczenia. Mam taką intuicję, że wszystko to, co mogą nam dać podróże w tej wielkiej skali, absolutnie wszystko, może nam się zdarzyć w skali małej w Kampinosie. Bo to jest kwestia pewnej postawy, otwartości. Zerwania z tym przeświadczeniem, że wakacje muszą być gdzieś daleko i że podróż nieegzotyczna nie przysporzy nam lajków na Instagramie. Teraz mamy pretekst, żeby to sprawdzić.
Bliskie podróże często oznaczają wysiłek, który jest coraz rzadszy w świecie współczesnej turystyki, bo ona dąży do minimalizowania wszelkiego trudu. Pan na swoim blogu opisuje satysfakcję z wysiłku. To też nasz zysk?
Na blogu opisuję wyprawy jednodniowe, hikingi po bezdrożach, polach, lasach. Jadę do Puszczy Bolimowskiej i idę 20 kilometrów. Najważniejszy w tym doświadczeniu jest dla mnie kontakt z naturą. Covid pokazał nam, jak bardzo jesteśmy zamknięci w domu, w małych pomieszczeniach, przed ekranami, odcięci od przyrody. Psychika człowieka nie jest do tego stworzona. I ja w tym najściślejszym lockdownie w każdy weekend jeździłem do lasu i chodziłem.
Weekend w Kampinosie okazuje się lepszy niż city break w Barcelonie? A w dodatku, ponieważ jest połączony z wysiłkiem fizycznym, zapewnia nam uczucie tzw. haju?
Tak. I to on powinien być stanem naturalnym, a nie ten depresyjny brak haju, który odczuwamy siedząc za biurkiem. Kiedy idziemy, obowiązują nas inne zasady, które dotyczą też fizyczności, na przykład tego, jak wyglądamy. Jako ludzkość tak bardzo sobie odebraliśmy kontakt z przyrodą, z powietrzem, tak bardzo zrezygnowaliśmy z wysiłku fizycznego, że wystarczy chwilę pochodzić po lesie, żeby pojawiło się poczucie haju.
Czyli swego rodzaju „powrót do natury” jest naszym zyskiem z pandemii?
Myślę, że nauczyliśmy się doceniać i rozumieć, jak bardzo potrzebna jest nam podróż, zmiana perspektywy i zamiana dachu nad głową na niebo. Można znaleźć mnóstwo bardzo ciekawych miejsc w Polsce. Nie tylko Tatry, w których ze względu na Zakopane, i to czym ono dziś jest, bardzo dawno nie byłem. Odkryłem na przykład, w ramach jednodniowej wycieczki, inne góry – Góry Przedborskie. Nie są to Tatry, ale jednak pasmo górskie. I to było moje odkrycie. I to dosłownie „odkrycie”. Rano nie wiedziałem, że takie góry istnieją, a popołudniu zdobyłem jeden ze szczytów. Niesamowite doświadczenie.
Tylko różna jest siła bodźców. Inne wrażenia: mocniejsze, mamy z Tatr, a inne z Gór Przedborskich. Inne z nurkowania na rafie koralowej, a inne z nurkowania na Mazurach. Te wrażenia, zachwyty jakoś nas kształtują, budują pamięć. Może szkoda z tego rezygnować?
Oczywiście, wielką stratą jest nigdy nie wyściubić nosa poza Polskę. Ale nie chodzi o to, żeby z czegoś rezygnować, tylko żeby docenić to, co pod bokiem. Przed covidem wiele osób myślało właśnie w kategoriach podróży egzotycznych – do Australii, na Malediwy, albo do Norylska (jak ktoś lubi bardzo mocne wrażenia). A więc takich podróży, które właśnie przysparzają lajków na Instagramie. W efekcie byliśmy tak przebodźcowani, przytłoczeni wrażeniami, że już nie potrafiliśmy docenić tego Kampinosu. Chodzi o wprowadzenie pewnej równowagi. A przecież, parafrazując Senekę, to nie jest wielka sztuka docenić Australię i spektakularną wielką rafę koralową. Sztuką jest docenić Kampinos.
Więc siła bodźców i egzotyka wrażeń nie jest ważna, tylko o coś innego chodzi?
To czy, będziemy sobie wrażeń dostarczać dalekimi czy bliskimi podróżami, jest właściwie drugorzędne. Jeżeli nie będziemy mieli wewnętrznej otwartości, to bez względu na to, gdzie pojedziemy, niewiele to wniesie w nasze życie.
W ideę podróży dawniej zawsze wpisany był lęk. To uczucie, wraz z rozwojem turystyki, powszechnym podróżowaniem wakacyjnym i dla przyjemności, zanikło, a teraz wróciło. Lęk z nami zostanie?
Podróżowanie dla przyjemności to wynalazek ostatnich stu, dwustu lat. Wcześniej podróż była droga, groźna i kto nie musiał, ten się w nią nie wybierał. Potem świat stał się na tyle komfortowy, że zaczęliśmy podróżować dla przyjemności. Czy lęk wróci? Nie będziemy się bać jechać na drugą stronę lasu i tego, że nas tam wilki zjedzą, ale owszem, po covidzie pozostanie poczucie niepewności. Otwarte granice i podróżowanie, na przykład dla mojego pokolenia, było tym, co świat daje nam najlepszego, coś jak crème de la crème życia. I to nagle zostało zakwestionowane. Czai się tu jakieś przewartościowanie.
Mówi pan, że podróże były dla nas crème de la crème życia. Ale może niesłusznie? Może las koło domu to jest właśnie crème de la crème?
Może tak będzie. Moja córka, rocznik 2017, może już tak uznać. Ale moje pokolenie uważało, że podróże to nie tylko przyjemność, wolność, ale też symbol sukcesu. Dziś to się przewartościowuje. Nie będzie łatwo uznać, że poranny spacer po lesie jest lepszy niż weekend w Barcelonie. Ja nauczyłem się doceniać las, piesze i bliskie wycieczki. I już z tego nie zrezygnuję. To jest moje doświadczenie z covidu, to co niego wyciągnąłem, po stoicku.
Dr Piotr Stankiewicz (ur. 1983), pisarz i filozof, twórca i nauczyciel reformowanego stoicyzmu. Zajrzyj tutaj!