“Tokio. Kultowe przepisy” można traktować jako książkę kucharską, ale sporo radości daje po prostu niespieszne przerzucanie jej kartek.
Nie dotarłem jeszcze do Japonii. Niewiele o niej wiem. Dlatego książkę Tokio. Kultowe przepisy Maori Muroty traktuję jako rodzaj wstępu. Dzięki niej zanurzam się w japońską scenerię, nie ruszając się z domu. Na jakiś czas być może będzie musiało mi to wystarczyć. Po prostu zaostrzam sobie apetyt.
Książka, wydana w twardej oprawie, z pięknymi zdjęciami Akiko Idy i Pierre’a Javelle, jest w założeniu przede wszystkim pozycją kulinarną. Autorka, która dorastała w Tokio, by w dorosłym życiu osiąść w Paryżu, przygotowała ponad 100 przepisów. Kolejne etapy przyrządzania japońskich specjałów wyjaśnia w zwięzły sposób. W razie potrzeby posiłkuje się szkicami. Próbuje nas przekonać, że kuchnia jej ojczyzny jest kuchnią prostą. Nie do końca ulegam tym próbom. Może dlatego, że połowa z wymienianych składników potrzebnych do wyczarowania prezentowanych dań nic mi nie mówi. Jestem w temacie Japonii ignorantem. Ale być może właśnie dla takich osób ta książka jest najciekawsza.
Mimo dużej ilości przepisów, „Tokio” wykracza bowiem poza samą kulinarną scenę. Jest wędrówką po stolicy Japonii.
Podróżą po świecie smaków, zapachów i receptur. Ale też po zatłoczonych wieczornych ulicach miasta. Po warsztatach rzemieślników, którzy produkują ceramikę wielowiekowymi metodami. Jest wizytą na giełdzie ryb i w zadziwiających sklepach z atrapami posiłków. Okazuje się bowiem, że Japończycy zanim coś zjedzą lubią obejrzeć jak wygląda konkretne danie. W knajpkach prezentuje się więc przypominające do złudzenia oryginał sztuczne posiłki (dziś ze względu na niższe koszty, coraz częściej zastępowane fotografiami).
Ta opowieść o Tokio ijapońskiej kulturze jest dość skrótowa. Chwilami nawet powierzchowna. Dla osób zafascynowanych tym krajem, prezentowane tu wiadomości mogą okazać się zbyt oczywiste – wtedy zapewne najcenniejsze stają się same przepisy.
Dla kogoś kto jednak nie zna dobrze tej części świata, książka Maori Muroty będzie zgrabnym kompendium. Oglądając wysmakowane zdjęcia, dowiaduję się, żedashi to bulion będący podstawą tutejszej kuchni, żemiso jest fermentowaną pastą z gotowanej soi, ryżu lub pszenicy, asoba makaronem z mąki gryczanej. I że targ Tsukij w Tokio jest największym targiem rybnym na świecie. Podstawy japońskiej rzeczywistości? Zapewne, ale wciąż dla wielu osób, ze mną na czele, nieznane.
Czerpię więc niekłamaną radość z przerzucania kart tej książki. Pamiętacie z dzieciństwa chwile spędzone nad książkami, które miały choć kilka ilustracji? Te ciągnące się w nieskończoność minuty wypełnione syceniem wzroku detalami, na które w późniejszym życiu zazwyczaj nie zwracamy już uwagi? Budowanie w głowie przeróżnych historii, uporczywe wracanie do ulubionych bądź intrygujących obrazków?
Przeglądając „Tokio”, czuję się trochę podobnie. Owszem, jest tu sporo ciekawych informacji, a na końcu umieszczono spis polecanych tokijskich barów i restauracji. Ale to nie one okazują się najważniejsze.
W wolnej chwili sięgam po książkę, otwieram ją bez żadnego większego celu i trafiam na zdjęcie dwóch kobiet jedzących przy trochę obdrapanym ulicznym stoliku jakieś dania w czarnych miseczkach. Ileż tu nic mi niemówiących napisów na ścianach, ile zdziwień (czy ta maskotka siedzi jednej z dziewczyn na głowie?), pytań, na które można szukać odpowiedzi.
I ile radości z samego patrzenia.
Maori Murota
Tokio. Kultowe przepisy
tłum. Agnieszka Dywan
Wydawnictwo Znak
Kraków, 2021