Ponieważ Polska w Słowenii jest mało znana, przyjezdni zachłannie chłoną nasz kraj szukając różnic i podobieństw
Wiadomość przyszła wcześniej, niż się spodziewałem. Wstałem od stolika i ruszyłem w stronę recepcji. Hotele w Polsce za nic mają europejski kryzys energetyczny i grzeją pomieszczenia do oporu. Temperatura w budynku pozwalała na spacerowanie w krótkim rękawie. Tymczasem na zewnątrz było już kilka stopni poniżej zera. Najedzony i ogrzany stanąłem w holu. Zobaczyłem grupkę ludzi kulących się pod kurtkami i wyglądających z dala jak niewielkie stadko pingwinów w czasie śnieżycy. To byli moi Słoweńcy.
– Dobrodošli na Poljskem! (pl. witam w Polsce) – powiedziałem radośnie podchodząc do znajomych. Odpowiedziały mi jedynie przerażone spojrzenia spomiędzy kapturów i szalików.
– Zimno! – wycedził ktoś w końcu.
Uśmiechnąłem się i przypomniałem, że trzykrotnie wysyłałem ostrzeżenie, że w czasie naszego pobytu w Polsce będą niskie temperatury. Specjalnie użyłem słowa “mraz”, żeby zaznaczyć powagę sytuacji i wspomniałem konieczności zabrania ciepłego ubrania.
– Damian, wybacz – powiedziała zmarznięta Stanka, wciąż się kuląc – “mraz” to jest 5 stopni na plusie, “velik mraz” to może być temperatura około zera, natomiast tu jest “katastrofa”!!!
Na te słowa kilka głów w kapturach pokiwało z aprobatą. W ten sposób dowiedziałem się, że w Słowenii nawet jeśli jest mróz, woda nie zamarza.
Do pokazywania Polakom Słowenii już trochę przywykłem. W końcu odwiedziny rodziny i znajomych zdarzają się kilka razy w roku. Czasem jednak “goszczę” Słoweńców w Polsce. To zupełnie inne doświadczenie. Ponieważ Polska w Słowenii jest mało znana, przyjezdni zachłannie chłoną nasz kraj szukając różnic i podobieństw.
O prawdziwym znaczeniu słowa “mróz” już wspomniałem. Nie mniejsze zaskoczenie robią na Słoweńcach ceny i objętość polskiej kawy. Zawsze, naprawdę zawsze, pada pytanie, dlaczego w Polsce kawa jest taka droga. Jeszcze dziwniejszy jest dla nich system kawiarni samoobsługowych. Od 11 lat nie spotkałem na słonecznej stronie Alp kawiarni samoobsługowej. Słoweńcy są przyzwyczajeni, że obsługa odbiera zamówienia przy stoliku. Gdy są w Polsce, czasem dochodzi więc do komicznych sytuacji, kiedy znudzeni czekaniem idą szukać “czynnego” lokalu.
Pozytywne wrażenie robi za to zawsze Warszawa. Już informacja, że jedno miasto zamieszkuje tyle osób, co całą Słowenię, działa na wyobraźnię. Ale chyba najbardziej fascynujące są dla nich polskie niziny. Niektórzy przemierzają Polskę z nosem na szybie samochodu czy pociągu i przez trzy godziny szukają w krajobrazie środkowej Polski pionowej anomalii. W Słowenii w każdym miejscu w kraju widać mniejsze lub większe góry (lub jak wolą Słoweńcy – wzgórza). Nigdy nie sądziłem, że nasze niziny mogą być tak fascynujące.
W czasie krótkiego pobytu padają te same pytania: “Dlaczego Polska nie przyjęła euro?”, “Ile ludzi mieszka tu ludzi?”, “Jaka jest główna religia?”, “Jakie są tradycyjne dania?”, etc, etc.
Staram się na nie szczegółowo odpowiadać, choć często rodzi to tylko kolejne pytania. Oglądanie ojczyzny oczami przyjezdnych jest jednak bardzo inspirujące. Być może nadszedł czas na “Listy z Polski” dla słoweńskiego magazynu?
Napisz do autora:d.buraczewski@travelmagazine.pl