Niemal sto lat temu Robert Byron udowodnił, że literatura podróżnicza może być opowieścią osobistą
Ta książka jest niczym wehikuł zabierający w przeszłość. I to nie tylko dlatego, że opowiada o świecie sprzed niemal stu lat, ale też ze względu na pomysł edytorski na to wydanie.
Seria Wędrowiec wydawnictwa Próby, to świat grubych kartek, chropowatych faktur, twardych okładek, starannie dobranej kolorystyki. Gdy dotarła do mnie Europa w zwierciadle Roberta Byrona, przypomniałem sobie dzieciństwo. Kilkadziesiąt lat temu wydawano książki w podobny sposób.
Powróciła ta sama przyjemność gładzenia płóciennego grzbietu książki i przekładania wklejonej wstążki zakładki, jaką odczuwałem, gdy moja mama przynosiła kolejne tytuły wygrzebane z biblioteki lub upolowane w pustawych wówczas księgarniach. Przypomniałem sobie, że czytanie jest doznaniem nie tylko intelektualnym, ale też zmysłowym.
Robert Byron, urodzony w 1905 roku, nie jest w Polsce szerzej znany. W swojej ojczyźnie jest jednak postacią ikoniczną. Brytyjska literatura podróżnicza wiele mu zawdzięcza. I nie ma przesady w twierdzeniu, że gdyby nie Byron, nie mielibyśmy takich mistrzów gatunku jak Chatwin, Thubron czy Fermor. Jego karierę pisarską zakończyła torpeda wystrzelona w 1941 roku przez niemiecką łódź podwodną. Frachtowiec, którym akurat podróżował Brytyjczyk, poszedł na dno. Dwa dni później Byron obchodziłby 36 urodziny.
Europa w zwierciadle jest owocem jego pierwszej dłuższej podróży i pierwszą książką jego autorstwa. W 1925 roku wybrał się z dwójką przyjaciół z oxfordzkich studiów w wyprawę samochodem po Europie. Przez Niemcy iAustrię trafili doWłoch. Później przypłynęli promem do Grecji.
Ta książka jest nie tylko świadectwem ówczesnego świata, ale też zapisem beztroskiej młodości.
Przyjaciół, mających zaledwie dwudziestkę na karku, rozpiera energia. W orbicie ich zainteresowań znajdują się nocne imprezy, wizyty w klubach i ostentacyjne gesty, jak tłuczenie w restauracji kieliszków czy ucieczki przed policyjnymi kontrolami. Te ostatnie kończą się w celi aresztu.
Trasę podróży układają zależnie od rodzących się pragnień i pomysłów. Potrafią utknąć gdzieś na długie tygodnie, by później zerwać się i ruszyć, nie wiedzieć czemu akurat wtedy, w dalszą wędrówkę. W tym wszystkim jest wiele entuzjazmu. Podróżnicy znajdują czas na kontemplację sztuki (tu kłania się zaplecze intelektualne studentów brytyjskiej uczelni) i czerpią sporo radości z samego pokonywania drogi. To nie znaczy jednak, że rezygnują przy tym z wyrażania swoich opinii. Pewien rodzaj czułości wobec ludzi i miejsc, charakteryzujący pisarstwo Byrona, przeplata się z ciętymi, żartobliwymi uwagami.
Brytyjczyk w swobodny sposób porusza się pomiędzy autentycznym zachwytem – dostrzega piękno krajobrazu za Potenzą oblanego sierpniowym słońcem – a cierpkimi komentarzami dotyczącymi na przykład promowej przeprawy między Włochami a Grecją.
I choć chwilami można mieć poczucie, że podróżnicy patrzą na świat nieco z góry (są w końcu zamożnymi chłopcami z Eton), trzeba docenić szczerość tej relacji. Na każdą podróż, a szczególnie tę długą, składają się bowiem odczucia i miłości, i zniechęcenia. W jednej chwili przeżywamy zachwyt, w drugiej katusze.
Byron w tym sensie jest ojcem brytyjskiej literatury podróżniczej, że pokazał, jak o świecie pisać w sposób osobisty. Zajmuje uwagę czytelnika nie tylko detalami podróżnej codzienności (tym, jak ubrany był kelner, czy problemami z parkowaniem), ale też wyrażając, często bezkompromisowo, własne opinie.
Literatura podróżnicza jest bowiem nie tyle próbą obiektywnego spojrzenia na świat, co zapisem własnych przeżyć wobec spotkania z tym światem. Jej celem jest spojrzenie na swój wizerunek odbity w zwierciadle podsuwanym nam w trakcie spotkania z nowymi miejscami i ludźmi.
To ciągła wymiana. Patrzymy na siebie samych w odbiciu przestrzeni, w której jesteśmy. Z kolei wszystko, co nas otacza i czemu się przypatrujemy, staje się odwzorowaniem naszych uczuć i przeżyć. I Robert Byron to wie. Przygląda się więc Europie odzwierciedlonej w nim samym.