To ostatnie dzieło Christo. Paryski Łuk Triumfalny został owinięty polietylenową tkaniną
„Jest piata rano, Paryż się budzi”, śpiewa nieprzerwanie od 1968 uwodzicielski Jacques Dutronc w najbardziej paryskiej z paryskich piosenek. O piątej rano w Paryżu „ zakochani są zmęczeni, poduszki pogniecione, Wieży Eiffla marzną stopy a Łuk Triumfalny wraca do życia”. Dzisiaj Łuk powraca triumfalnie, w wielkiej artystycznej formie. Dzięki Christo.
Wszyscy znają to miejsce, pewne jest więc, że zainteresują się jego spektakularną przemianą. Sukces kolejnego dzieła Christo jest właściwie gwarantowany – nie ma przecież na świecie bardziej ikonicznej perspektywy niż Pola Elizejskie zwieńczone Łukiem Triumfalnym.
Niewiadomą są tylko emocje, choć trudno jednak przypuszczać, że mogą być inne niż dobre. Owinięta w szare draperie gigantyczna bryła, która w ubiegły wtorek ukazała się oczom świata, jest niczym antyczny posąg. Jednocześnie monumentalna i lekka, niemal eteryczna i zarazem pełna siły. Paradoksalna. Zaskakująca. Jak zawsze – wielka sztuka, a ta w dodatku rodzi się na naszych oczach. W transmisji na YouTubie.
Każdy, kto podróżuje, więcej – każdy uczestnik kultury masowej, zna tą szeroką paryską aleję. Rozpoczyna się na placu Zgody, tuż na Luwrem, a kończy ją promienisty plac zwany powszechnie Gwiaździstym, choć oficjalnie noszącym imię generała de Gaulle’a. Wieńczy ją monumentalny Łuk w centralnym punkcie. To najsłynniejsza aleja w Starym Świecie, a w czasach gdy ten Stary był całym światem, najsłynniejsza – po prostu, w ogóle.
Dziś troszkę podupadła. Mało kto tu mieszka, same firmy i firmy (w dawnych 600-metrowych mieszkaniach bogaczy), a i sklepy już nie te, co kiedyś, raczej byle jakie, służące turystom. Ostatnim przyczółkiem luksusu jest flagowiec Vuittona. Merostwo chce zamienić Pola Elizejskie w wielki park, tchnąć w nie zieloną siłę. To plany na przyszłość.
Łuk niezmiennie robi wrażenie. Od 18 września do 3 października wystąpi w głównej roli w najnowszym i ostatnim dziele Christo.
Budowlę, wysoką na 51 metrów, szeroką na metrów 45, z Grobem Nieznanego Żołnierza i powiewającym nad wiecznym ogniem trójkolorowym sztandarem, wymyślił cesarz Napoleon. W duszy cesarza geniusz militarny zapewne zmagał się z wielkim marketingowcem, bo Arc de Triomphe to idealny przykład architektury państwowej. Tej, która ma budzić dumę, patriotyzm, poczucie wyższości.
Zdobią go reliefy, płaskorzeźby i inskrypcje podsumowujące militarne zwycięstwa i martyrologiczne katastrofy, nazwiska generałów, miejsca bitew. Historia państwa jest tu tożsama z historią wojen i śmierci. Do dziś Łuk Triumfalny dla Francuzów, nawet tych, którzy na co dzień, omiatając go niewidzącym wzrokiem przepychają się w korkach kłębiących się u jego stóp, jest miejscem szczególnym. Buntownicze „żółte kamizelki”, które podczas zamieszek w Paryżu w grudniu 2018 roku pomazały pomnik graffiti, wywołały oburzenie. Demonstrantów skazano na karę symboliczną, czyli roboty publiczne. Powszechnie wtedy uznano, że sprawiedliwość była (nazbyt) wyrozumiała. Arc de Triomphe to symbol Francji. Dużo istotniejszy niż komercyjna ikona – Wieża Eiffla.
Christo i Jeanne-Claude zaczęli myśleć o projekcie opakowania Łuku Triumfalnego ponad pół wieku temu, kiedy mieszkali w Paryżu i na co dzień widzieli budowlę z okna.
Pierwszy projekt realizowanego dziś dzieła stworzony w 1962 roku zachował się jako fotomontaż. Można go było zobaczyć dwa lata temu na poświęconej dwójce artystów wystawie w Centre Pompidou.
Lata 60. to początki tego, co później określono mianem „land artu”, terytorium, na którym Christo działał z wielkim powodzeniem i fantazją. „Opakowywał” a to wysepki koło Miami, a to potężny Reischstag, a to klify w Sydney czy most nad rzeką Arkansas. Przecinał pomarańczową kurtyną Kanion Kolorado, rozstawiał trzy tysiące żółtych parasoli w Kalifornii i niebieskich wJaponii.
Wielka międzynarodowa kariera Bułgara Christo Vladimirova Javaczewa i Francuzki Jeanne-Claude Denat de Guillebon, urodzonych tego samego dnia w 1935 roku i połączonych w symbiotycznych związku uczuciowo-artystycznym, kończy się właśnie w tym tygodniu. Choć ona nie żyje od 12 lat, a on od roku, to ich projekt właśnie udało się zrealizować.
Opakowanie Łuku Triumfalnego było wielkim inżynieryjnym i logistycznym wyzwaniem. Prace in situ zaczęły się na początku czerwca. Najpierw trzeba było zbudować rusztowania i zabezpieczyć wszystkie elementy zabytku, które mogłyby ulec uszkodzeniu.
Łuk Triumfalny spowiło 25.000 m2 tkaniny polietylenowej, srebrzysto błękitnej, połyskliwej i nadającej się do recyklingu (nikt nie igra dziś z ekologami, nawet spadkobiercy Christo), obwiązanej trzema tysiącami metrów czerwonego sznurka.
Koszt przedsięwzięcia był niebagatelny: 14 milionów euro. Jak podkreślał siostrzeniec Christo, Vladimir Javacheff, który doprowadził do realizacji projektu, „ani jedno euro nie pochodzi z budżetu państwa ani miasta, wszystkie fundusze zdobyliśmy sprzedając rysunki, kolaże, litografie z kolekcji artysty”.
Francuzi jednak dyskutowali. Na forach nie brakowało takich, którzy dali wyraz oburzeniu: „zapakować Łuk Triumfalny, jak stek u rzeźnika, co za wulgarny pomysł!”. Pojawia się też sensowne skądinąd w życiu pytanie „po co?”, choć akurat w przypadku sztuki sensu pozbawione. Jak to po co? Wiadomo, żeby powstało piękno. Ten cel tak wiele uzasadnia.
Jeanne-Claude mówiła: „chodzi nam o radość i piękno w sztuce, tworzymy nasze dzieła wierząc, że będą piękne”. Dzięki temu miejsca zyskują nowy wymiar, a ludzie stają w radosnym osłupieniu. Naśladowca Christo (choć oryginalny w wyrazie) – artysta z Ghany Ibrahim Mahama, też opakowywał, na przykład Porta Venezia w Mediolanie. Użył do tego worków jutowych służących do transportu ziaren kakao, symbolizujących kolonialne imperia, wyzysk i jego skutki. Czy w opakowaniu Łuku Triumfalnego jest jakaś ideologia? Czy tylko piękno i zaskoczenie?
Christo i Jeanne-Claude spotkali się we Francji. Żyli w Nowym Jorku, tworzyli na całym świecie. W Paryżu w 1985 roku „opakowali” Pont Neuf, najstarszy, średniowieczny most nad Sekwaną. Owinięty w złotawy papier, układający się niczym draperie, wzbudził entuzjazm turystów, a nawet Paryżan. To był triumf.
Na czarnobiałym filmie na YouTube widać ich oboje. Jeszcze młodych, pięknych, kiedy chodzą po nabrzeżach, tuż przy rzece, dyskutując o projekcie.
Opakowanego Łuku Triumfalnego nie zobaczą. Ale my możemy. Wyposażeni wcovidowy paszport mamy prawo do wolności. Możemy przecież polecieć do Paryża i niczym Ravik, romantyczny bohater Remarque z Łuku Triumfalnego „siedzieć, nie myśląc o niczym i obserwować ludzi przechodzących za oknem. Paryż był miastem, w którym najlepiej spędzało się czas na niczym”.
Szczęśliwie ciągle taki jest. Choć Arc de Triomphe „opakowany” przez Christo to wszystko, a nie „nic”.
Zapisz się na nasz biuletyn z poleceniami kulturalnymi, wskazówkami dotyczącymi podróży i miejsc oraz podsumowujący najważniejsze wydarzenia na świecie, tak żebyś nie przegapił niczego, co ważne.